Uczę się wierzyć w siebie i swoje marzenia...
A było tak. Mąż sprawił mi wspaniałą niespodziankę. Zorganizował walentynki, i to jakie! Na działce. Zakupił kociołek myśliwski i ugotował moją ulubioną zupę. Kapuśniak z kiszonej kapusty. Niby mała rzecz, a cieszy.
Kęs ulubionej potrawy może przenieść nas w beztroskie lata dzieciństwa. Pamiętam kapuśniak mojej Mamy.
Silny związek jedzenia ze zmysłami doskonale obrazuje scena ze słynnej, quasi-biograficznej powieści Marcela Prousta „W stronę Swanna”. Główny bohater, rozkoszując się ciasteczkiem magdalenką i popijając ciepłą herbatę, wraca wspomnieniami do chwil dzieciństwa. Zapewne większość z nas – podobnie jak literacka postać – dobrze pamięta smaki z młodych lat.
Julio Cortazar, argentyński pisarz, napisał kiedyś, że „każda zakochana pamięć przechowuje swoje magdalenki”. Też tak mam.
Zagrało nam kapuśniakowo w duszy, a raczej w kociołku. Rozgrzewający kapuśniak, herbata mandarynkowa, pieczone kiełbaski i nasze futrzaki pies Borys i kotek Filip.